Translate

poniedziałek, 27 lipca 2015

Opowiadanie IV Część 6

Zadzwonił do Rysia.
- Cześć Rysiek, mówi Michał, mam wielką prośbę do ciebie, kolejną zresztą, nie wyjdę dzisiaj, były małe komplikacje czy coś i operowali mnie jeszcze raz. Dopiero jutro będę mógł się wypisać.
- Michał, biorę Lucynę i jedziemy do ciebie... - mówi zdenerwowany Ryś
- Nie, proszę cię, tylko jej nic nie mów, jutro się wypiszę i załatwię wszystko. To tylko jeden dzień poślizgu....
- Jak ty sobie to wyobrażasz? Co ja mam powiedzieć twojej siostrze i Lucynie? Co ty kombinujesz?
- Nie wiem, coś wymyślisz (pielęgniarka mówi, żeby Michał kończył rozmowę), tylko błagam nie przyjeżdżajcie do szpitala, muszę kończyć, narazie.
- Na dzisiaj koniec telefonowania - odrzekła pielegniarka.
- Przecież ja jutro wychodzę - mówi Michał.
- Kto to panu powiedział?
- Muszę jutro wyjść ze szpitala, chociażby na własne życzenie.
- Ale wie pan, że przeszedł poważną reoperacje?!
- Tak wiem, ale muszę jechać jutro pilnie do Warszawy, zresztą już tam powinienem być.
- Jak pan chcę, teraz proszę odpoczywać, jest pan jeszcze słaby - powiedziała i odeszła od łóżka Orlicza.
Była godzina 12:00. Michał zasnął. Tymczasem Rysiek musiał coś wymyślić. Zadawał sobie pytanie: "Co tu zrobić? Co im powiedzieć?". Odpowiedź była bardzo trudna. Po długim myśleniu, w końcu wiedział co zrobi. Podszedł do Lucyny, która siedziała przy biurku i po chwili mówi:
- Michał dzwonił do mnie i powiedział mi, że wyjdzie jednak ze szpitala pojutrze, bo chcą zrobić dla pewności wszystkie badania.
- Jedźmy do niego, on na pewno tylko tak mówi, żebyśmy się nie martwili - odrzekła zaniepokojona Lucyna.
- Lucuś, daj mi skończyć - mówi Ryś - to nawet dobrze, bo będziemy mieli więcej czasu na przygotowanie imprezy dla Michała.
- Tak myślisz?
- Tak. I naprawdę nic się nie martw, z Michałem wszystko ok. Ze spokojem będziemy mogli przygotować.
- No dobra.
Na komendzie zadzwonił telefon. Rysiek odebrał.
- Podaj adres. Ok. Dzięki. Będziemy za dziesięć minut. Narazie. - odłożył słuchawkę. - Lucuś mamy sprawę. Jedziemy na ul. Akacjowa 54, mamy porwanie dziecka. No to narazie nici z przygotowań...
- A co ze sprawą Michalskiego?! - pyta Lucyna
- Prokuratura się nim zajmie, my już zrobiliśmy co do nas należało. Mam nadzieję, że dostanie dożywocie.
- Ja też - odparła Lucy - no dobra, to jedźmy.
I pojechali do wskazanego miejsca. Wysiedli z samochodu, Alex od razu pobiegł 'zbadać' teren. Rysiek pyta policjanta:
- Kto zgłosił porwanie dziecka?
- Matka dziewczynki, nazywa się
Magdalena Wolska, poszła z córką Basią na plac zabaw i wtedy dziecko zniknęło - mówi policjant.
- Ok, to ja porozmawiam z nią - odrzekła Lucyna i poszła do płaczącej matki dziewczynki - Dzień dobry, podkomisarz Lucyna Szmidt, może mi pani powiedzieć jak to się stało?
- Ale ja już wszystko mówiłam jednemu panu - odpowiada zrozpaczona kobieta.
- Tak wiem, ale proszę spróbować powiedzieć mi wszystko dokładnie jeszcze raz, wiem, a że to dla pani trudne.
- No dobrze, jeśli to ma pomóc w odnalezieniu mojej córeczki. Więc tak, wyszłam z Basią na dwór i poszłyśmy na plac zabaw. Ona poszła się pobawić, najpierw na zjeżdżalnie, później na huśtawkę, a potem bawiła się w piaskownicy, a ja w tym czasie przeglądałam gazetę. To wszystko moja wina, rozumie pani?! Moja wina! Gdybym nie czytała tej cholernej gazety...
- Spokojnie, znajdziemy ją, obiecuje pani - pociesza kobietę Lucyna - Nie wie pani kto to mógł zrobić?
- Nie mam pojęcia, nie wydaje mi się, żebym miała jakiś wrogów.
- A ojciec Basi?
- Nie mieszka z nami, widuje Basię tylko w weekendy, jesteśmy po rozwodzie.
- Jak się nazywa?
- Bartosz Wolski. Myśli pani, że to mógł być on? Przecież on by tego nigdy nie zrobił, on bardzo kocha Basię!
- Musimy sprawdzać każdy trop, może pani dać mi jakieś aktualne zdjęcie Basi i jakieś jej ubranie?
- Oczywiście - Wolska wstała i poszła do pokoju po zdjęcie i bluzeczkę córeczki - proszę - powiedziała i podała Lucynie to o co prosiła.
- Dziękuje - powiedziała Lucynka - narazie to wszystko, w razie jakiś poszlak będziemy do pani dzwonić, a pani niech zostanie w domu i czeka, może porywacz się odezwie, dwóch policjantów założy posłuch w pani telefonie.
I poszła z powrotem do Rysia, który pyta:
- I jak? Dowiedziałaś się czegoś?
- Niezbyt, nie wie kto to mógł być, nie sądzi, żeby to był jej były mąż, ale trzeba będzie to sprawdzić, nazywa się Bartosz Wolski, a tutaj mam zdjęcie i ubranie zaginionej dziewczynki.
Rysiek podszedł do pani Wolskiej i pyta gdzie jest ten plac zabaw, na którym była z córką.
- Zaraz za rogiem, na ul. Sosnowej - mówi kobieta.
- Sławek spisz zeznania świadków i możecie się zbierać - mówi Rysiek do jednego z policjantów.
- Jasne - odpowiada Sławek.
- Lucynka, Alex, wsiadajcie do samochodu, jedziemy na ten plac zabaw.
I pojechali. W 5 minut byli na miejscu, gdy już wyszli z auta Lucyna dała Aleksowi do powąchania ubranie dziecka. Pies obwąchiwał co się dalo, podjął trop, policjanci poszli za nim, jednak gdy doszli do ulicy Alex zgubił trop.
- No tak, pewnie wsiedli do samochodu - powiedział Rysiek i pogłaskał psa po pysku - nic tu po nas, wracamy na komendę, Sławek dzwonił, że ojciec dziecka będzie za godzinę u nas.
I tak jak powiedział Puchała pojechali na komendę.
W tym czasie w szpitalu. Jest godzina 15:00, Michał się obudził. Rozejrzał się po sali i od razu przypomniał sobie co się stało, zwraca się do pielęgniarki siedzącej na sali:
- Przepraszam?
- Tak, o co chodzi? - pyta pielęgniarka.
- Mogę prosić o wodę?
Pielęgniarka podeszła do stolika po kubeczek z wodą i wacik. Podeszła do leżącego Michała i dotknęła wacikiem jego usta.
- Dziekuje, długo spałem?
- Trzy godziny, zaraz pana przewieziemy na salę obserwacji. Za tydzień będzie pan mógł iść do domu.
- Ale ja nie.... - nie dokończył, bo przerwała mu pielęgniarka.
- Ja nie chce tego słuchać! Chce się pan zabić?! Proszę odpoczywać - powiedziała i odeszła.
Minęła godzina. Michał został przewieziony na salę obserwacji, trójkę, a w tym czasie na komendę zgłosił się ojciec zaginionej dziewczynki.

1 komentarz: