Translate

niedziela, 14 lutego 2016

Opowiadanie IV Część 11

- Lucuś, proszę cię, powiedz coś - błaga Rysiek.
- Rysiek, nic mi nie jest, przecież mam kamizelkę - mówi Lucyna.
- Kamizelka kamizelką, ale możesz mieć coś stłuczone czy coś, przecież dostałaś w brzuch, dzwonię po karetkę - powiedział i wyciąga telefon.
- Ale Rysiek, proszę cię, naprawdę nic mi nie jest, nie dzwoń - Puchała odłożył telefon i odrzekł - dobra, nie dzwonię, ale jedziemy do szpitala, lekarz powinien cię zbadać.
- Dobrze, niech ci będzie, ale to naprawdę nie jest konieczne - powiedziała Lucyna, wstała, Rysiek chciał jej pomóc, bo widział, że jednak coś ją boli, ale Lucyna nie chciała pomocy - Rysiu, nie musisz mi pomagać, sama wstanę.
Policjantom udało się złapać zbiega. Pakowali go właśnie do wozu policyjnego.
- Rysiu, później pojedziemy na te badania, musimy go przesłuchać, zostało 1,5 h do przekazania okupu, Baron raczej sam nie działa, jak nie dostaną pieniędzy mogą zabić dziewczynkę - powiedziała stanowczym głosem Lucyna.
- Lucy, nie tylko my jesteśmy na tej komendzie, poradzą sobie - odrzekł Puchała.
- Obiecuję, że pojadę do szpitala, ale później, jak znajdziemy Basię.
- Nie ma żadnego później, jedziemy teraz, koniec kropka, Michał nie wybaczyłby mi, gdyby coś ci się stało.
- Po pierwsze Rysiu, nic mi się nie stało, a po drugie co do tego ma Michał?!
- To nasz szef i przyjaciel, ja po prostu, nieważne... Lucuś wsiadaj do tego samochodu - Rysiowi zaczynało brakować argumentów, ale w końcu udało się namówić Lucynę na zrobienie badań.
Podjechali pod szpital. 10 minut później siedzieli już na korytarzu przed salą z rentgenem. Czekali aż sala się zwolni. W tym czasie korytarzem przechadzał się Michał.
- Michał? - mówi zdziwiona Lucyna - Co ty znowu tu robisz? Powinieneś leżeć.
- Mam już serdecznie dosyć leżenia, zgodziłem się zostać w szpitalu, ale nie mówiłem, że nic nie będę robić. A co wy tu robicie? Przecież ten facet nie wybudził się jeszcze.
- W czasie akcji złapania podejrzanego Lucy dostała - mówi Rysiek.
CO?! Jak to? I dlaczego ty tu teraz siedzisz zamiast już dawno być na badaniu? - mówi zaniepokojony Orlicz.
Michał, nic mi się nie stało, miałam kamizelkę, Rysiu panikuje... - odpowiada Lucyna.
- Lucy, Rysiek ma absolutną rację, wiesz że kamizelka nie chroni w 100%.
- Kto to mówi? - śmieje się Lucynka - Ktoś kto po postrzale, bez kamizelki!, nie chcę jechać do szpitala?
- Lucuś, stare dzieje, było minęło.
- Rzeczywiście, minęły aż 2 lata... - powiedziała Lucynka.
Z sali wyszła pielęgniarka i pyta:
- Pani Lucyna Szmidt?
- Tak, to ja - odpowiada podkomisarz.
- Zapraszam na badanie.
Po 15 minutach Lucyna wyszła.

- I jak tam badanie? - pyta zmartwiony Michał.
- Nie wiem jeszcze, teraz idę do lekarza. Musi zobaczyć prześwietlenie, ale na pewno wszystko jest okey - mówi uśmiechnięta Lucyna.
- Oby - odrzekł Rysiek.
W czasie, gdy Lucyna rozmawiała z lekarzem, Puchała opowiedział Orliczowi całą sprawę.
- Czas leci, a my nic nie mamy - powiedział smętnie Ryszard.
Dzwoni telefon Rysia. Po chwili kończy rozmowę z jednym z policjantów.
I co? Mają coś? - pyta Michał.
- Tak. Powiedział gdzie trzymają dziewczynkę.
- Jak? Tak po prostu? To po co niby ta cała strzelanina. Coś tu śmierdzi.
- Może jednak ma serce, zmiękł i tyle - powiedział Ryś.
- Rysiek, oni tak nie działają.
- Kto?
- Bandziory. Za tym musi się coś kryć. No pomyśl, jak powiedział gdzie ją trzymają to pojedzie tam większość jednostek, a w tym czasie... - Puchała dokończył za niego - jego ludzie ze spokojem będą mogli znaleźć nowe lokum.
- No właśnie - odrzekł Orlicz - może ja jednak pojadę z tobą i pomogę?
- Już dosyć pomogłeś, dam sobie radę. Michał?
- Taaak?
- Ale w takim razie, oni zmienią swoje lokum, właściwie uciekną, a on będzie siedział. Czy to ma sens?
- Ma, jeśli, się ich boi.
- Co? - pyta zdziwiony Rysiek - szef ma się bać podwładnych, to tak jakby Góra bał się ciebie, albo Ty nas.
- A skąd wiesz, że to on jest szefem? Powiedział Wam tak?
- No nie, ale ten chłopak...
- Rysiu, zapewniam cię, że ten chłopak nie ma zielonego pojęcia czy to ich szef.
- Michał, proszę cię, po co miałby kłamać? Przecież on się boi, że pójdzie siedzieć. To naiwny dzieciak, który chciał sobie trochę dorobić.
- Mówię ci, jak tam pojedziecie to ich już nie będzie. Zablokujcie wylotówkę z miasta. Może akurat się uda.
- Dobra.
- Jedź już - mówi Michał.
- Michał?
- Co podkomisarzu Puchała? - śmieje się Orlicz.
- Powiedz mi tak szczerze co ty chciałeś zrobić?
- Co? Kiedy?
- Dobrze wiesz o czym mówię.
- Rysiek, było minęło, nieważne.
- A jak ty się w ogóle czujesz?
- Lepiej. Czekam tylko na ten wypis, mam już dosyć szpitalnego jedzenia, korytarzy, chociaż pielęgniarki są całkiem całkiem - ponownie się śmieje.
- Oj Michał, Michał, nie przeginaj - mówi Rysiek - dobra spadam, zadzwoń później co z Lucy.
- Jasne, spadaj - mówi ze śmiechem Michał.
Rysiek pojechał wraz z innymi policjantami i polecił zablokowanie dróg wylotowych, jak podsunął Orlicz. Lucyna wyszła z gabinetu lekarskiego, Michał cały czas na nią czekał na korytarzu. Okazało się, że ma stłuczone dwa żebra, ale nic poważniejszego się jej nie stało. Michał bardzo się z tego cieszył, ponieważ bardzo martwił się o swoją przyjaciółkę. Zaproponował jej kawę i ciastko w szpitalnym bufecie. Zgodziła się. Bardzo miło im się rozmawiało. Siedzieli tak i gawędzili do czasu, gdy zadzwonił Rysiek.
- No co jest Rysiek?
- Lucynka, jak się czujesz?
- Dobrze, tak jak mówiłam wcześniej, nic mi nie jest, mam tylko stłuczone dwa żebra i tyle.
- Przepraszam, że cię o to proszę, powinnaś odpoczywać, ale czy mogłabyś przyjechać?
- Tak, ale gdzie?
- Na komendę, złapaliśmy kobietę, chyba ma coś wspólnego z uprowadzeniem tej małej dziewczynki, powiedziała, że będzie rozmawiać tylko z kobietą, a jak sama wiesz, mamy tylko ciebie.
- Dobrze Rysiu, będę za jakieś 15 minut.
Rozłączyła się i wstała od stołu. Michał odrzekł:
- Może ja pojadę, a ty odpoczniesz?
- Nie Michał, po pierwsze nie jesteś KOBIETĄ, a ona chce rozmawiać, tylko z kobietą, a po drugie to ty powinieneś leżeć i odpoczywać.
- Tylko uważaj na siebie.
Po 15 minutach Lucyna dotarła na komendę, poszła od razu w kierunku sali przesłuchań. Znajdowała się tam trzydziestoletnia kobieta. Po kilku słowach wstępu, mimo rozpaczy i strachu zaczęła mówić.
- Zgwałcili mnie - zaczęła płakać na myśl o okrutnych wspomnieniach - potem schowali mnie w jakimś małym pomieszczeniu i po dwóch dniach wypuścili i kazali porwać tą małą dziewczynkę, ja nie chciałam tego robić, ale powiedzieli, że jak tego nie zrobię, to oni znowu mnie... - urwała i zaczęła jeszcze mocniej szlochać, jednak po chwili mówiła dalej - kiedy zawieźli mnie i tą małą do tego potwornego miejsca, w którym mnie znaleźliście, oni, oni... chcieli nas sprzedać, gdy dowiedzieli się, że policja jest wmieszana w porwanie. Wtedy zaczęłam się wyrywać i jeden z nich mnie uderzył, straciłam przytomność, ocknęłam się dopiero kilka godzin później. Aż do czasu, gdy mnie znaleźliście. Tak strasznie się boję, że oni po mnie wrócą, że mnie znajdą.
- Nic pani więcej nie zrobią, była pani bardzo dzielna, dzięki pani mamy możliwość złapani ich. Wie może pani dokąd mieli jechać?
- Nie.
- To bardzo ważne, może pani coś usłyszała? Jakąś miejscowość?
- Moment, mówili coś o niemieckim mieście, Statgart?
- Może Stuttgart? - pyta Lucyna.
- Tak, to chyba to.
- Dziękuję pani, była pani naprawdę bardzo dzielna, Lucyna wyszła.
- Rysiek, trzeba zablokować niemiecką granicę i powiadomić niemiecką policję.
- Okey, załatwię to.
- Oby nie było za późno... - odrzekła Lucyna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz